Ostatnio Filip z iloveyourmici wrzucił posta gdzie wspomniał o tym, jak to pisanie bloga z Chin było bardziej interesujące. Zgadzam się, a ten post to tego kolejny dowód - znowu Chiny (może przez to że taki Hong Kong czy Kuala Lumpur po Chinach to wydaje się jak pisanie bloga o przeprowadzce z Krakowa do Berlina) Z dnia na dzień okazało się że jednak nie będę się cieszył słońcem i 35 stopniami Kuala Lumpur podczas Chińskiego Nowego Roku, a śniegiem i -30 stopniami Harbin i tzw. Read the post
Ponownie nas rzuciło w stronę Chin, na kilka dni. Mieliśmy się zatrzymać w Hong Kongu, ale ceny nawet w hostelach są takie, że taniej wyszło kupić 5dniową wizę do Chin i zatrzymać się w hotelu. Tak więc, po siedmiu czy ośmiu miesiącach, hello, Shenzhen, hello Chiny. Lecz najpierw, Hong Kong. Jeżeli tego nie było widać wcześniej, to uwielbiam Hong Kong - przez około 5 minut, a później to mnie trafia i chcę jak najszybciej wrócić w normalne miejsce. Read the post
Gaz. Hamulec. Bump. Gaz. Skręt na ominięcie. Bump Bump bump. Za późny hamulec. Jazda na moto męczy, zwłaszcza gdy mamy okulary (uh, soczewki, uh, no wyszły) a droga wygląda jak słynny ser. Co najbardziej powala, nie jestem w Polsce. Jadę po włoskiej drodze szybkiego ruchu. Oh, Italy. Pół przygodę, pół pracę w Europie w tym roku zacząłem i kończę we Włoszech. Dużo się nie zmieniło od ostaniej wizyty i to jest w sumie temat. Read the post
Pięć godzin. Tyle zajmuje pociąg z Warszawy do Berlina. Mniej niż dojazd z Krakowa do mnie na wioskę, ech. W Berline znaleźli się znajomi z Shenzhen, więc korzystając z okazji postanowiłem ich odwiedzić - i zobaczyć miasto które obecnie non stop obija mi się o uszy jako “To Be”, zarówno dla życia jak i dla IT. Odbiera mnie wspomniany znajomy. Z dworca do nich jest ok 20 minut spacerkiem, więc postanawiamy się przejść - plus komunikacja miejska jest fff pineze droga w porównaniu z krajami w których zazwyczaj się przemieszczam. Read the post
Po przygodach z podróży, chwilowo przeskoczę kilka dni i od razu się popolszczę. Najpierw wieczór w Wawie, później szybkie Pkp do Krakowa. Bilet kupiłem przez neta jeszcze z KL, w pociągu wystarczyło pokazać zdjęcie z pdfa i załatwione. Zero kolejek czy stresów. (ta wygoda jeszcze miała mnie ugryźć ale to będzie w poście o innym kraju) Ponieważ Kraków odwiedział znajomy Hiszpan z Chin (ehe), więc jako urodzony krakus (he he) wypadało pokazać im to i owo. Read the post
Hebe mnie wykopała do Europy. Nie mogła dostać w tym roku wizy więc na mnie przypadł ten zaszczyt spania po samolotach i pociągach :) Podróż zaczyna się przyjemnie, dwie godziny do Bangkoku a potem ileśtam do Rzymu. Przez strefę czasową trochę sie pogubiłem ile godzin trwa drugi lot, w każdym razie długo. Okazuje się że KL to dalej niż Chiny. Ups. Na lotnisku w Bangkoku przy przechodzeniu od samolotu do samolotu zauważam że czegoś mi brakuje - paszportu. Read the post
“My się zjawiamy!” - oho. Jeżeli to jest główne motto serwisu złotych rączek to czuję że będzie ciekawie. Wężyk przecieka. Kurczę. Trudno, trzeba wymienić. Ponieważ nie mam pojęcia gdzie coś takiego znaleźć, szukam po necie jakiejś pomocy. Tak znajduję “AAA” (serio) skąd pochodzi powyższy cytat. Na innym forum ludzie narzekają że hydraulicy często gęsto nie oddzwaniają albo nawet po umówieniu po prostu się nie zjawiają i olewają spotkanie. Pięknie. Powoli się przyzwyczajam że to już nie Chiny. Read the post
Mam też cichą nadzieję że nie będe tu wracał, ani do podobnego mu wymysłu gdzie planowanie miasta przegrywa z deweloperami wciskającymi tandetę Solo, Changchun, 18 paźdz 2014 Szlag. Solo, Changchun, 26 kwiecień 2015 Tym radosnym wstępem przejdę do postu który będzie taki trochę tu, trochę tam. Będzie trochę chaotycznie, przez ostatnie kilka dni przejechaliśmy około 4 tys kilometrów, a to tylko autem, nie licząc pociągów itp. Read the post
Ach, zakupy. Ta radość z szukania miejsca do parkowania, przeciskania się pomiędzy dziećmi, potem walki w kolejkach do kas aby na końcu dostać pożegnalny prawie-uśmiech od obsługi. Bonusowe korki przy wyjeździe to taki dodatek. Coś pięknego i nieuniknionego. Chyba że mieszkamy w Chinach. Środa, poranek. Kawa w biurze smakuje jakby była od Gardło Sobie Podrzynam Dibblera, więc już jakiś czas temu zainwestowaliśmy w ekspres w domu i termosik który dostarcza dużo radości. Read the post
Beton. Beton, smog i reklamy. Na szczęście czasami pomiędzy szarością trafi się… nie, jednak nie, wszędzie beton. Hebe odfajkowuje egzaminy a ja odfajkowuję coffee shopy. Tym razem wylądowaliśmy w po raz drugi w Changchun, stolicy prowincji Jilin, kilkumilionowym (ciężko powiedzieć ile dokładnie, ostatnie zapisy są sprzed czterech lat) mieście które jest przykładem dlaczego ludzie tak się cisną do Pekinu, Szanghaju czy innych trendowskich miejscowości. Gdy wpadamy do jakiegoś nowego miejsca zazwyczaj spędzamy trochę czasu na necie na stronach in English, Hebe in Chinese, i razem znajdujemy co tu można zrobić gdy mamy chwilę wolnego czasu. Read the post
Dotknąłem Pióra. Zgodnie z tradycją w tym momencie powinna na mnie spłynąć inspiracja aby tworzyć. Zobaczymy czy zadziałało, czy też będę wracał do Budapesztu z reklamacją. Nadchodzi taki moment w życiu, gdy mieszkając za granicą, zaczynamy tęsknić, brakuje tej bliskości, tego miłego uczucia z rozmowy, tej radości z odwiedzin. Innymi słowy, dzięki polityce (byłego) Polbanku, po zablokowaniu bankowości internetowej musiałem się udać osobiście do oddziału aby odzyskać dostęp do kont, a jakimś sposobem nie mieli żadnego w Azji. Read the post
hej! hej! tutaj! dokąd? na stację metra hmm, daleko, 20 yuanów hahahahahah! 8 ha ha, nie nie, 15 hahahha, dwie osoby do stacji to 10 yuanów, więc jedna 8, tak czy nie? nie nie 10, 8 za mało, 10 yuanów 8 i jedziemy, dobra? dobra? ok, 8 yuanów` Tak mniej więcej wygląda zazwyczaj transport z domu do stacji metra. Mógłbym skorzystać z autobusu, tylko.. ciężko pobić elektryczne motorki. Read the post
Po przeprowadzce, trochę nam zeszło aby się ogarnąć, doszły inne projekty, więc i cisza na blogu nastała. O “innych projektach” napiszę jak skończę, na razie wracam do pisania. Jak Wam się podoba tytuł? Ok, trochę przegiąłem, ale grunt to przyciągnąć uwagę! Shenzhen, miasto które trzydzieści lat temu było wioską, a obecnie (w 2010) jest jednym z najbardziej zaludnionych miast w Chinach. Sama historia miejsca jest ciekawa, w 1979 komuniści w Chinach mieli prawdopodobnie taką rozmowę: Read the post
“Skręć w prawo, wjedź na G45. Przez 2200 kilometrów jedź prosto” Przenoszenie się z okolic Pekinu na południe Chin nie brzmi tak źle, przynajmniej dopóki się nie okazuje że pomiędzy nami a miejscem docelowym nie ma ponad dwóch tysięcy kilometrów. Ponieważ terminy goniły i nie mogliśmy zrobić wypadu po okolicy, więc pozostało wrzucenie rzeczy do auta i w drogę. Po raz pierwszy mieliśmy przekroczyć magiczną liczbę 24 godzin za kółkiem, bez zjeżdżania z autostrady. Read the post
Kap kap kap. Dźwięk ten będę słyszał za każdym razem czekając na przeładowaną windę. Myśląc że pada, wyglądąm przez okno na przestrzeń metr na metr pomiędzy budynkami. Okazuje się że to dźwięk wody kapiącej z kilkudziesięciu klimatyzacji. Przynajmniej mam taką nadzieję, może to też być coś innego - przechodzący obok lokalny spokojnie wywala śmieci przez okno, z 14stego piętra. Pogody niestety dalej nie znam, wychylając się nawet daleko - później dociera do mnie że mogłem oberwać czymś lecącym z wyższych pięter - nie jestem w stanie ujrzeć nieba. Read the post
W Chinach narodziło się pojęcie Miasto Duchów. Ponieważ w Państwie Środka niespecjalnie da się inwestować - lokaty są słabe, gotówki nie można łatwo wyprowadzać za granicę, na giełdę są limity - jedynym rozsądną lokalizacją gotówki są nieruchomości. Dorzućmy do tego że Chińczycy w ostatnich 20 latach wzbogacili się, lekko mówiąc, bardzo, i mamy tak zwany boom. Czyli kupuj kupuj mieszkania. Jest jednak problem, mieszkanie w Pekinie czy Szanghaju, czyli w miastach określanych jako główne, kosztują tyle że mało kto może sobie na nie pozwolić (poza miliarderami ofc, miliony nie wystarczą). Read the post
Godzina 14, środa, dzień pracujący. Z bólem serca siadam za kierownicą, przygotowując godzinną playlistę aby przeżyć stanie w korkach. Muszę przejechać pomiędzy zachodnią a północną częścią czwartej obwodnicy w Pekinie, a metrem to ponad dwie godziny. Dwadzieścia minut później jestem na miejscu, a z ust wydobywa mi się tylko “O cholera, ale Pekin jest fajny” - gdy wykopiesz z niego 12-15 milionów ludzi. Chiński Nowy Rok to najważniejsze święto w Chinach. Read the post
Hm. Czy powinienem? Może tak może nie. Problem jest taki - w tajlandi, per se, nie było nic specjalnego. Czy warto się produkować gdy nie ma żadnego oh i aha? Hm. Spróbuję, jeżeli wyjdzie słabo to trudno, wybaczcie. Po Amed, pięknym ciepłym i cichym Amed, przyszła pora na Tajlandię, z powodów bardziej praktycznych - znajomi wyprowadzali się z Pekinu, znajomy odwiedzał Pekin, więc wyszło że Tajlandia jest całkiem spoko tak pośrodku aby się spotkać na Święta i Nowy Rok. Read the post
Szybko i na temat, jak za starych bloggerskich czasów. Chińczycy wierzą w bogacenie się dla dobra rodziny i ludzkości. W związku z tym, jeżeli da się przeskoczyć płacenie podatków to dlaczego by nie? Rząd, będąc w miarę zorientowanym (w końcu większość ludzi w rządzie ma biznes khem), stara się przeciwdziałać temu na różne sposoby. Jednym z pomysłów jest paragon ze zdrapką. Biega o to: Gdy płacimy rachunek, powiedzmy w restauracji, powinniśmy dostać paragon. Read the post
“Dlaczego nikt mnie nie słucha!” krzyczy kobieta (?, w końcu to Tajlandia), do kilkuset osób ściskających się na molo. Trudno im się dziwić, prom spóźniony godzinę, 30 stopni, a miejsca są na zasadzie “kto pierwszy i mniejszy”. Pomimo powtarzanych co dziesięć minut komunikatów, ludzie powoli podchodzą do barierek, byle mieć lepszy start. W tym chaosie, upale, z walizkami, zastanwiam się po cholerę chciałem pracować zdalnie zamiast siedzieć w biurze z klimą i bez problemów typu czy będę miał jutro internet. Read the post
Miesiąc w Jogjy wystarczył. Miasto bardzo fajne, wylajtowane, lecz jednak to nie to. Nie ma blisko plaży, nie ma blisko stoku, na moto jeździ się średnio fajnie przez opary spalin. Nadszedł czas na zmianę na coś bardziej wodnistego. Czyli godzinne pakowanie i walizki gotowe na podróż na Bali. Bali, które jedni opisali jako “będziesz się tam zajebiście czuł” a inni (cześć Dan) podsumowali “miłej zabawy w towarzystwie wieśniackich australijczyków”. Uh huh. Read the post
KL, Kuala Lumpur. Po weekendowej wizycie dwa lata temu przez długi czas myślałem że to będzie miasto gdzie chciałbym się znaleźć na dłuższy czas, po Pekinie. Po wizycie numer dwa, trzy tygodnie temu dla “wiza run”, gdy limit w Indonezji się kończył, po miesiącu w towarzystwie skuterów i meczetów, miasto wyglądało inaczej niż podkoloryzowane wspomnienia. Teraz, w tranzycie, czekając na lot na Koh Samui, gdzie przymierzamy się do spędzenia świąt w upałach, gdy Hebe po prawie dwóch miesiącach diety zakupowej w końcu dorwała się do centrum handlowego które może konkurować z tymi w Pekinie, stwierdzam że fajnie czasami pójść do kina czy popracować mając dobry internet w coffee shopie. Read the post
Ostatnie wpisy to głównie tekst, więc dla odmiany głównie fotki. Miłego oglądania :) Parę panoram, a co Wspominałem w jednym poście o zabytkowych autach. Nie mam wielu fotek, ale może oddadzą smak tego co jest na ulicach Read the post
Java słynie z wielu rzeczy. Trzęsienia ziemi, epidemie, tsunami, huragany, ogólnie same radości. Są też rzeczy bardziej praktyczne jak plaże (patrz wcześniejszy post), wulkany (niestety czasu brak), czy też kawa z Luwaka. Dla tych co nie kojarzą, luwakowa kawa (tak w ogóle to pewnie złamię kilkadziesiąt zasad nazewnictwa tworząc własne formy jak ta kawa się nazywa po polsku) powstaje, gdy luwak, taki zwierzak, trochę wydra trochę kot, spacerując w nocy zajada to co lubi czyli owoce i jagody. Read the post
Życie w Jogjy jest fajne. Praktycznie wszędzie da się dojechac w dwadzieścia minut na skuterku, jedzenie jest zajebiste i tanie. Czasami tylko siec energetyczna jest przeciążona i wywali korki na całej dzielnicy czy też wsi. Net mówi że to nic specjalnego, poprawiło się w ostatnich latach, lecz z nadejściem technologii i klimatyzacji, siec jest/była często zbyt stara i nie wyrabiała, skutkując brakiem prądu na kilka minut czy godzin. Szybkie tournee dookoła pokazuje, że częśc miejsc jest przygotowana. Read the post
Ehhh. Blog jest jako beta i właśnie tego doświadczyłem. Skasowało mi całego posta, takiego fajnego, więc niestety tylko mała namiastka tego co się napisałem 0,0 W każdy razie, szło to jakoś tak: Gdzieś wspominałem że czuję się jak w małej wiosce. Okazuje się że tak bardzo się nie rozmijam z prawdą, patrząc wczoraj po mapsach wychodzi na to że Jogja, administracyjnie, kończy się na ulicy jakieś 20 metrów od domu. Read the post
Parę dni minęło, Jogja się osiadła. Skuter nie taki straszny, trzeba tylko maskę gdzieś dorwac. W teorii zanieczyszczenie kilka razy mniejsze niż w Pekinie, w praktyce raczej racja, szkoda tylko że to pekińskie może gorsze, ale przynajmniej nie zaciąga spalinami tak strasznie. Jasne ubrania są fajne, człowiek się wyróżnia w korku. Przez jakąś godzinę. Pózniej wszystkie te opary się osiadają i nasze ubrania dostają przyjemnego szarego odcienia. (foty na razie brak) Read the post
Coż. Dziwnie jest. Indonezja, taki zabawny kraj. Rzeczy których tu doświadczam pokrywają się z tym czego spodziewałem się po Chinach jakiś czas temu. (wypowiadam się, ponownie, z pozycji eksperta który spędził tu cały tydzień w jednym miejscu) Neta praktycznie nie ma. Cenzura również jest, tylko mniej ostra. Facebook działa, Youtube też, strona która zawiera “porn” w nazwie już nie, mimo że dotyczy jakiegoś dowcipu. Tanio jak cholera. Wielki, klimatyzowany pokój w mieszkaniu z 4 sypialniami, 2 łazienkami, dwoma salonami, garażem, 600zł na miesiąc. Read the post
Wybraliśmy się na plażę. Net mówi jasno - w Jogja plaże nie nadają się do pływania, zbyt silne prądy, skały i niebezpiecznie. Jest jedna, 60km, zwana Baron (ha, fajnie zapamiętać). Chcąc nie tylko podziwiać biały piasek ale i zamoczyć trochę stopy, wrzucilismy książkę, pada, picie, ręcznik do plecaka i jazda, na pierwszą wycieczkę dookoła. Sama droga, cóż. Skuter to potęga. Nie za szybki, ale szybciej to i tak ciężko by było. Read the post
24 godziny. Na magiczną liczbę składa się przybycie na lotnisko 3 godziny, lot 5 godzin, przesiadka 4, lot 4, przesiadka 5, lot 2 godzin. Pi razy oko, cały dzień w drodze. Pekin pożegnał nas pięknymi, szarymi kolorami, problemami na lotnisku (nawet z wizą musisz miec bilet wylotny z Indonezji) oraz zimnem. Zimnem. Kompresując dobytek do 20kg i walizki, wpadłem na genialny pomysł że skoro w Indo jest 30 stopni, to nie potrzebuję żadnego grubego swetra, bluza wystarczy. Read the post