Ostatnio Filip z iloveyourmici wrzucił posta gdzie wspomniał o tym, jak to pisanie bloga z Chin było bardziej interesujące. Zgadzam się, a ten post to tego kolejny dowód - znowu Chiny (może przez to że taki Hong Kong czy Kuala Lumpur po Chinach to wydaje się jak pisanie bloga o przeprowadzce z Krakowa do Berlina) Z dnia na dzień okazało się że jednak nie będę się cieszył słońcem i 35 stopniami Kuala Lumpur podczas Chińskiego Nowego Roku, a śniegiem i -30 stopniami Harbin i tzw.
READ THE POSTPonownie nas rzuciło w stronę Chin, na kilka dni. Mieliśmy się zatrzymać w Hong Kongu, ale ceny nawet w hostelach są takie, że taniej wyszło kupić 5dniową wizę do Chin i zatrzymać się w hotelu. Tak więc, po siedmiu czy ośmiu miesiącach, hello, Shenzhen, hello Chiny. Lecz najpierw, Hong Kong. Jeżeli tego nie było widać wcześniej, to uwielbiam Hong Kong - przez około 5 minut, a później to mnie trafia i chcę jak najszybciej wrócić w normalne miejsce.
READ THE POSTAch, zakupy. Ta radość z szukania miejsca do parkowania, przeciskania się pomiędzy dziećmi, potem walki w kolejkach do kas aby na końcu dostać pożegnalny prawie-uśmiech od obsługi. Bonusowe korki przy wyjeździe to taki dodatek. Coś pięknego i nieuniknionego. Chyba że mieszkamy w Chinach. Środa, poranek. Kawa w biurze smakuje jakby była od Gardło Sobie Podrzynam Dibblera, więc już jakiś czas temu zainwestowaliśmy w ekspres w domu i termosik który dostarcza dużo radości.
READ THE POSTSzybko i na temat, jak za starych bloggerskich czasów. Chińczycy wierzą w bogacenie się dla dobra rodziny i ludzkości. W związku z tym, jeżeli da się przeskoczyć płacenie podatków to dlaczego by nie? Rząd, będąc w miarę zorientowanym (w końcu większość ludzi w rządzie ma biznes khem), stara się przeciwdziałać temu na różne sposoby. Jednym z pomysłów jest paragon ze zdrapką. Biega o to: Gdy płacimy rachunek, powiedzmy w restauracji, powinniśmy dostać paragon.
READ THE POST